zeszyt-w-kratke zeszyt-w-kratke
543
BLOG

Niewypał

zeszyt-w-kratke zeszyt-w-kratke Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Kiedy w 2001 roku dwa samoloty uderzyły w WTC wierzyłam, że to atak terrorystyczny. Taką możliwość podały media i taką przyjęłam. Przynajmniej przez pierwsze kilkanaście minut. Stuknąć w NYC nie było trudno – miasto otwarte, bez specjalnych kontroli, a cele były wystawione jak na dłoni.  Mogłam też uwierzyć, że jakiś samolot latał po Stanach i do momentu aż rozbił się w Pensylwanii, na pokładzie toczyły się walki z terrorystami o wolność Ameryki.

Ale właśnie kilkanaście minut później media podały jeszcze jedną wiadomość, która całkowicie pozbawiła mnie złudzeń co do tego kto w kogo tak naprawdę stuknął. Otóż w swoim pędzie informacyjnym dorzuciły do rachunku win terrorystów - Pentagon. I tutaj się zagalopowały ponieważ Pentagon to nie NYC i na jego teren nie prześlizgnie się bez pozwolenia nawet mysz, a co dopiero bezpański samolot chętny do wybuchu. I niezależnie od tego co Bush później mówił -wiarygodność i jego rządu i całej historii o zamachach na WTC legła nie tyle w gruzach, co stała się ruiną.
 
Czasami tak jest, że nadmiar sensacji zabija prawdziwość przekazanej sensacji.
 
Wczoraj przez nasz kraj przetoczyła się polska odmiana terroryzmu medialnego. Gazeta blisko związana z prawą stroną wypuściła sensację pod tytułem „A tam gdzie siedział ktoś trotyl był” i o ile już byłam skłonna zastanowić się nad tą wersją wydarzeń, tak ciąg dalszy pozbawił mnie złudzeń co do celu puszczenia informacji w obieg.
 
Wszystko rozbiło się o nitroglicerynę. To był właśnie ten jeden krok za daleko ponieważ nawet przy mojej szatańskiej wyobraźni, nie mogłam sobie wyobrazić w jaki sposób samolot doleciał cały aż na Rosji z osieroconą nitrogliceryną na pokładzie.
 
Ale nie jestem specem od ładunków wybuchowych więc nie wnikam. Jednak to co działo się po ogłoszeniu porannej sensacji zmusiło mnie do zastanowienia, kto i po co wypuszcza takie fejki.
 
Po sensacji z trotylemamożeinitrogliceryną wszyscy politycy rzucili się przed kamery. Członkowie opozycyjnych komisji, część rodzin, które straciły bliskich, lewica, prokuratura, a nawet sam premier. Akcja skończyła się tym, że gazeta na wszelki wypadek powiedziała, że się pomyliła, potem to wymazała i napisała, że jednak coś na rzeczy jest. Premier zrypał prezesa, prezes zrypał premiera, Leszek Miller się zdziwił a Palikot najpierw chciał wraz z prezesem nowej komisji, a już pod koniec dnia chciał prezesa zaaresztować.
 
Czego się dowiedzieliśmy po wczorajszym dniu?
 
Że po raz kolejny PiS reaguje jak marionetka, której sznurki pociąga jakaś tajemnicza siła żyjąca swoim własnym życiem. Po „Aferze stadionowej”, którą kilka tygodni temu zainicjowały media, nie ulega wątpliwości, że skoro PiS dał się posadzić na krótkie wideo bez lektora i tylko tempo akcji spowodowało, że Hofman od razu rzucił się na mikrofon – to nie będzie wielkiego trudu zrobić aferę z trotylem w tle. Jeżeli po takiej prymitywnej prowokacji jaką był film z Tuskiem na stadionie, Polska doczekała się konferencji prasowych i pielgrzymek po znienawidzonych przez prawicę mediach, to co będzie gdy w ręce wpadnie im news z ładunkiem wybuchowym?
 
Będzie gra na najwyższych strunach emocji, które zostaną wyciągnięte i puszczone bez jakiejkolwiek kontroli. Będzie dramatyczna reakcja ponieważ dotyczy ludzi, którzy stracili najbliższych i próbują dowiedzieć się, co się tak naprawdę stało. I patrząc na zachowanie prezesa – nie wtedy gdy mówił, ale wtedy gdy bez słowa siedział na konferencji smoleńskiej - wiedziałam, że dojdzie do pełnych emocji nadużyć słownych.
 
Kto pociąga za te sznurki? Kto wypycha nie do końca sprawdzone informacje w eter? Kto wymyśla scenariusze bondowskie do filmów bez Bonda? 
 
Niewątpliwie dużą odpowiedzialność za  ten stan ponoszą media, które wypychają bezpłciowe informacje otoczone ramką sensacji. Tutaj nie ma znaczenia czy to portal wypuszczający filmik ze stadionu czy gazeta pisząca artykuł w formie domniemania z ładunkami wybuchowymi w tle. Zarówno jedni mieli dostęp do nagrań z meczu (albo sami nagrywali po to by mieć materiał na zapas) albo drudzy dostęp do wiadomości jeszcze do końca nie sprawdzonych, a będących w posiadaniu służb wojskowych.
 
Kto dostarcza mediom takie newsy chyba nie dowiemy się. Autor sensacji nie poda źródła ponieważ: albo takowe nie istnieje albo, gdy poda, to "źródło" przetrąci mu kręgosłup. W obu przypadkach pozostaje autorowi tylko zasłona pod nazwą ochrona źródła informacji. A gazecie, która błysnęła - zamiana kategorycznych stwierdzeń na zapytania.
 
Wczorajsza jazda w mediach w pierwszej chwili mogłaby sugerować, że słupki poparcia będą bezlitosne dla PiS. Ale niekoniecznie. Nie ulega wątpliwości, że Rzepa wystawiła PiS do wiatru tym nieszczęsnym „pomyliliśmy się” w ten sposób wywierając także psychologiczną presję na prezesa. Coś w stylu „teraz zostałeś sam”. Nie ulega też wątpliwości, że to prezes był celem całej akcji. Gdy przeczytałam: zostawmy Gmyza - popatrzcie jaki wstrętny jest Jarosław, jasne już było, że ktoś kogoś podpuścił a ktoś dał się wpuścić w maliny.
 
Jakie wnioski dla nas?
 
To już nie są potyczki pomiędzy prezesem a premierem. Te nie są dla nas żadnym zagrożeniem - raczej rozrywką. To są wojny o stery wpływów w polskim życiu. Ostatnio mamy wysyp sensacji: albo syn premiera, albo podmienione ciała, albo zdjęcia ofiar katastrofy w sieci, albo wiadomości o ładunkach wybuchowych. 
 
Niezależnie od tego czy są wiarygodne czy też nie, ocierają się o źródła dalekie od możliwości zwykłego kapusia czy też gadatliwego urzędnika w jakimś urzędzie.
 
I to powinno zacząć nas niepokoić.
 
 
 

Przemyślenia czasem potargane

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka